Rozdział 4.
„Patrz
na pogodę Nie patrz na prognozę.”
[..]
NEVAEH
Początek roku szkolnego to dziwny czas. Uśmiechnięci przez wakacje
uczniowie wracają bez śladów wesołości (oczywiście są wyjątki)
do ławek i podręczników, żegnając się z codzienną labą. Mi
właściwie to nie przeszkadza – chodzę do szkoły, kiedy chcę i
kiedy są jakieś ważne testy. Ktoś by się spytał: „A co na to
twoja mama?”, a odpowiedź jest prosta: pozwala mi na to, bo wie,
że nie jestem nieodpowiedzialna. A godziny mi usprawiedliwia.
Tak więc na apel poszłam w swoim zwykłym nastroju, czyli jakby
nijakim. Jeszcze nikt nie widział, żebym się uśmiechnęła,
załamała, posmutniała… Przez rok zdążyli się przyzwyczaić.
Założyłam czarne rurki, czarne i lekkie wiązane buty na małym
obcasie, czarną koszulę z podwiniętymi rękawami a do tego, dla
kontrastu, czerwono-białą bandanę w kratkę na szyję. Jeszcze
biały rzemyk na lewy nadgarstek i wyszłam z domu z moim Stepem przy
boku. Dla wyjaśnienia – Step (albo Street, zależy jak się powie)
to mój husky, jeden z kilku psów. Szłam tą samą drogą co
zwykle, obserwując dołączających do siebie, witających się
nastolatków, idących zapewne w tym samym kierunku, co ja. Niektórzy
patrzyli na mnie dziwne, zapewne przez pryzmat moich czerwonych
włosów. Nawet nie ma co im tłumaczyć, że nie są farbowane.
Pokręciłam głową i przypomniałam sobie kłótnię Roxanne z
panem dyrektorem o kolor moich włosów. Upierał się, że są
farbowane, na co Rox kazała mu to jakoś udowodnić. Zawzięty
zaprowadził mnie najpierw do pielęgniarki, a potem do pani od
biologii i innych nauczycieli, ale w końcu musiał przyznać, że są
naturalne. Gdy jako mała dziewczynka zapytałam Roxanne, czy ktoś
jeszcze ma taki kolor włosów, odparła, że nie, na co ja zdziwiona
wypytywałam, dlaczego wokół mnie nie ma jakichś naukowców. Wtedy
wytłumaczyła mi, że nie wie dlaczego, ale chroni nas jakiś czas,
dzięki któremu ludzie nie mogą o nas nic powiedzieć, po prostu
jakoś o tym zapominają.
Tuż przed szkołą przystanęłam na drugiej stronie ulicy, a Step
usiadł grzecznie obok mnie, rozglądając się zaciekawiony.
Przykucnęłam naprzeciwko niego i spojrzałam mu w oczy, tłumacząc
mu, żeby nie odchodził daleko i że niedługo wracam. Zamrugał
kilka razy na znak, że zrozumiał i lekkim krokiem poszedł
chodnikiem w stronę parku.
Wzięłam głęboki oddech i weszłam po kilku schodkach na ścieżkę
prowadzącą do szkoły.
Ustaliłam sobie, że komentarz umieszczę pod ostatnim rossdziałem, żeby wybiórczo nie musieć pisać pod każdym z kolei.
OdpowiedzUsuńAnno, słoneczko moje.
Dziecko talentu, zaprawdę powiadam Wam.
Twój styl pisania nie zmienił się dużo. Opisy i sam styl jest bardzo podobny. Teraz stał się bogatszy w porównania (najczęściej przy pov Rikusia, ale to tam nevermind c:) i luźniejszy, ale nie wykracza poza te bariery poprawności językowej. Cholera, jestem ciekawa jak kontynuowałabyś to historię, polubiłam Neveah, wrednygunwie ale wolę czekać na dalszą część naszego ''projektu'' i więcej informacji o Chris, czyli na rossdziały ff.
Komentarz składny bikoz, po pierwsze: chciałam jak najlepiej przekazać ci moje wrażenia, po drugie: nie mam za co cie opierdzielić, bo nie będziesz pisała tego dalej, a zresztą jeszcze nikt, kogo mogłabym zdążyć polubić nie zginął i po trzecie: TE CZERWONE WŁOSY MNIE URZEKŁY, MASZ DUŻEGO PLUSIKA C:
A teraz wybacz, my lovely, ale kolejny telefon do sama wiesz kogo muszę wykonać ccc: