Prolog
Nigdy nie spodziewałam się, że tak szybko pożegnam się z tym światem. Miałam wielkie plany odnośnie swojej przyszłości. Chciałam zostać psychologiem dziecięcym, mieć dom, kochającego męża, dwoje dzieci… A teraz czuję pustkę; wiem, że czas marzeń się skończył. Że ja się kończę. Tutaj chyba nawet dr House1 by nie pomógł.
Siedząc obok strumyka, wpatruję się w swoje odbicie.
Płomiennorude, długie, gęste i proste włosy okalają bladą jak
kreda twarz, nadając jej wyrazu. Karmelowe tęczówki, oryginalne,
nie wyrażają niczego – są puste i nijakie, ale głębokie.
Zasłaniam je powiekami i uspokajam oddech.
Po karku przechodzi gorący dreszcz. Skóra na ciele zaczyna mrowić,
uszy przedłużają się i zmieniają kształt. Ściągam z siebie
czarną, jedwabną pelerynę, pod którą nie mam już nic i siadam
na trawie, na kolanach. Paznokcie przedłużają się i staja się
grubsze, a palce skracają. Zero bólu.
Otwieram oczy i patrzę na swoje odbicie raz jeszcze.
Płomiennoruda sierść lekko faluje na wietrze, oczy nadal są bez
wyrazu, tylko teraz wydaja się bardziej… dzikie. Długie uszy
zakończone czarnymi pasemkami drgają co chwila, nasłuchując
kogoś, kto byłby na tyle głupi, by wejść do ciemnego lasu,
przejść przez niego i dotrzeć na zieloną polanę przy strumyczku,
o której nikt – poza mną i Nim – nie wie. Zanurzam delikatnie
łapę w wodzie, nie chcąc zniszczyć idealnego lustra powstałego
na tafli.
Nagle słyszę kroki. Właściwie krok, stąpnięcie po mchu, który
– na nieszczęście przybysza niechcącego zdradzić swojego
położenia – posypany jest igłami świerku i liśćmi dębu.
Wyczuwam również zapach. Znajomy, pociągający. Ten zapach, który
tak bardzo chciałam mieć przy sobie, którym zaciągałam się
każdego dnia, którego tak bardzo mi brakowało, gdy jego
właściciela nie było przy mnie. Który działa na mnie jak
narkotyk na narkomana i którego tym razem muszę się strzec. Muszę
się powstrzymać. Nie może zamącić mi w głowie – już dość
długo to robił.
Odwracam
się i widzę, jak do mnie podchodzi. Cofam się, mocząc tylną łapę
w wodzie. Wyciąga do mnie rękę – jest na odległości około
czterech metrów. Warczę cicho, spoglądając mu w oczy. Wiem, że
niczego z nich nie wyczyta, nie boję się tego. Boję się, że mi
przeszkodzi. Że będzie starał się mnie uratować. Nie chcę tego.
Taka jest kolej rzeczy – jedni umierają, inni tylko istnieją albo
żyją. Śmierć dla niektórych jest spokojna, jest wolnością.
Beztroską.
Odejdź.
-
Nie zostawię cię.
On
nie może nic zrobić.
To
moje życie.
-
Nasze.
Patrzę
mu w oczy.
Nic
nie może zrobić.
To
moja sprawa.
Szykuję
się do skoku.
1
Bohater serialu „Dr House”; lekarz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz